Przy przeprowadzce widać ile człowiek nagromadził zbędnych rzeczy 🤦‍♀️, a moja będzie już druga tu, a czwarta w całym życiu, to tych rzeczy powinno być w sam raz. 😦.

Nigdy wcześniej nie myślałam, że kupowanie może być i bez sensu i złe. Oczywiście przesadne. Okazuje się, że przez to wspieram drapieżny kapitalizm na Dalekim Wschodzie i mam swój udział w psuciu klimatu i kłopot co z tymi rzeczami zrobić. Kiedyś wynosiłam na strych, potem rozdawałam, teraz nie kupuję. Mam inną świadomość i  inne podejście do tej kwestii.  A stało się tak niechcący i przypadkiem. Napiszę, może komuś się to przyda. ☺️

Parę lat temu przeczytałam artykuł, że w krajach wysoko rozwiniętych ludzie zapisują się na terapię oduczającą konsumpcjonizmu. Płacą grubą kasę, żeby ktoś ich wspierał nie tylko w nie kupowaniu, ale też w pozbywaniu się jednej rzeczy dziennie, najmniej potrzebnej, przynajmniej przez pół roku, najlepiej przez rok. Pomyślałam sobie, że to fajne wyzwanie, pracujesz nad sobą, ale nie każą Ci nie jeść słodyczy i ćwiczyć 😛👏. To coś dla mnie, zrobię to. 

I zaczęłam tą metodę stosować. Powiem Wam, że działo się, oj działo  i w głowie i w szafie i w zakamarkach domu, a przede wszystkim w rodzinie. Tylko strych, garaż i piwnica wyłączone były z mojego  czyścicielskiego szaleństwa. 🌀😊👌Mąż zabronił, bo każda śrubka potrzebna i "on nie posiada rzeczy zbędnych w tych miejscach". Akurat! 😅. Na moje oko pozbywając się zbędnych szpargałów z tych miejsc, terapia przedłużyłaby się do pięciu lat, ale niech mu będzie. Jego królestwo, jego rządy. 👍Jeszcze do tematu wrócimy, pomyślałam. Ważne, że pozwolił mi przejrzeć jego szafę z ubraniami. Biedny, w efekcie został  w przysłowiowej jednej koszuli. Po prostu łatwiej mi było pozbywać się na początek jego ubrań niż moich, bo bardziej na to zasługiwały. Tylko jedne spodnie przeżywał bardzo, bardzo, aż mnie tym na serio zaskoczył. Każdy kto go zna wie, że to jest facet kompletnie nie przywiązujący uwagi do ubrań. Podam przykład, bo on i tak nie czyta moich wpisów, więc się nie dowie, że w nich występuje. Dawno temu mamusia kupiła mu na ryneczku przy bloku dresik na słonia, (a on nawet nie jest słoniątkiem). Chodził w nim, a raczej tonął, bo tylko głowa wystawała nad pasem. Mówił, że to styl Alladyna i wcale nie on go odkrył, ale kobiety tego nie zrozumieją. Fakt. 

Ale do rzeczy. Sto razy opowiadał,  że jako pierwszy miał takie jeansy na DZIELNICY 🤣 i że to pewnie dzięki nim, zakochała się w nim jego przyszła żona, czyli ja.👏😂 Klękajcie narody przed prawdą objawioną po 20 latach! Gdyby nie moja walka z konsumpcjonizmem, nigdy bym się tego nie dowiedziała. Te jeansy wywaliłam do kontenera z odzieżą, nie słuchając jego lamentów. Znalazłam je po miesiącu  zakamuflowane w szafie. Tego dnia musiałam wyrzucić dwie rzeczy. Dotarło do mnie jak ciężko ludziom pozbyć się nie tylko rzeczy, ale i nawyków, sposobu myślenia, wyuczonych zachowań, do których po prostu przyzwyczailiśmy się. 

Prawda jest jednak taka, że pozbywając się starego, robimy miejsce na nowe. Ktoś powie, że nie znaczy lepsze, ale to od człowieka to zależy indywidualnie. 

No właśnie...przez te pół roku zmieniłam nie tylko nastawienie do zakupów, ale też odkryłam prawdy na resztę życia 💚. 
A mianowicie, że za dużo i bez sensu gromadzimy rzeczy, że nie potrzeba czterech kompletów kubków, bo i tak każdy ma jeden ulubiony, który stale używa, że trzymanie ubrań, których czas minął, to tworzenie martwej przestrzeni i konieczność posiadania większej szafy, z obszarami, do których nie sięga się czasami nawet przez lata. "A bo się może przyda"... Nie, nie przyda się! Niech idzie dalej i żyje życiem u kogoś nowego, albo będzie na coś przerobione. 

Wyobraźcie sobie, że nie kupowanie rzeczy niekoniecznych przez pół roku nie było wcale trudne! Po powrocie że sklepu wrzucałam "cenę" bluzki, którą być może kupiłabym w innych okolicznościach do puszki po kawie i to było przyjemne uczucie. Po dwóch miesiącach na moich półkach zrobiło się luźniej, przejrzyście, rzeczy były swobodnie poukładane i żeby wyciągnąć coś z głębi, nie trzeba było wystawiać najpierw tych stojących z przodu. Rozumiecie? Widzicie to o czym piszę?  Zaczęło mi się lepiej oddychać, można rzec moja przestrzeń życiowa zwiększyła się odkąd zmniejszyłam ilość przedmiotów wokół siebie. 

Przemyślałam co tak naprawdę chcę sobie zostawić, bo jest potrzebne, ukochane, cenne i bezcenne. Potem myślałam dlaczego nabywamy aż tyle rzeczy, choć wychodzac na zakupy mieliśmy wrócić tylko z mlekiem, masłem i jajkami. 

Mieszkaliśmy w tamtym czasie koło targu, na którym było wszystko, od warzyw, mięs, owoców poprzez ciasta, garnitury, roślinki, kapelusze, buty, ubrania, miednice, żyłki, zwierzęta, po meble, biżuterię, kwiaty, czy węgiel. WSZYSTKO BYŁO, wystarczyło przejść przez ulicę parę kroków. Lubiłam klimat tego miejsca. Miałam swoją panią "od swojskiego sera, jajek i mleka", Pana "od pomidorków, bułeczek maślanych, ulubionych śliwek" i dziewczynę "od jagód i borówek" oraz, a jakże, miłe małżeństwo, które sprzedawało mi roślinki do mojego ogrodu. Ale nic to, chciałam, miałam, kupowałam, nie myślałam, wkręcała się w to co wszyscy bezkrytycznie.

Teraz tego nie rozumiem, jak mogłam być taka... szukam określenia... schematyczna w myśleniu i działaniu? Taka przewidywalna dla marketingowego show? Przez tyle lat kupowania, bo ładne, bo modne, bo wypada mieć, bo się przyda, kompletnie nie myślałam, ŻE TRZEBA PRZESTAĆ NATYCHMIAST Z TYM NAWYKIEM, ŻE DO ŻYCIA NIE JEST WCALE DUŻO POTRZEBA! A już na pewno nie tyle przedmiotów! 

Kiedy mój syn otwierał szufladę, krzyczał przerażony, "tak mało jest?! A gdzie reszta?!" 😮 Odkrzykiwałam spokojnie: "a ile potrzebujesz?". "No, jedno". "No widzisz, to jeszcze zostanie, bo jest 4!" Innym razem wróciłam z zakupów z jedną siatką, nie za dużą, żeby nie dźwigać. I ponownie rozpacz! Tylko dwie kupiłaś, a czemu dwa rodzaje, ale tego to braknie na pewno... Nic nie brakowało, ale też skończyło się wyrzucanie jedzenia. Skończyło się podjeżdżanie tyłem auta pod samo wejście do domu, bo tyle zakupów było do przeniesienia. 

Jednak są w życiu przedmioty, które zawsze powinny być przy tobie. Zielony pies brzydal z uchem w kratkę, list miłosny, zegarek od Pierwszej Komunii, pierwsza w życiu wydziergana serwetka, kamyk lub muszelka. Wiecie, takie coś, co przywołuje wspomnienia, ważne osoby, wydarzenia. Ja mam swoje ubranko od chrztu, piękną spódnicę Mamy ze ślubu cywilnego, w której paradowałam jako studentka i wieczne pióro od wtedy jeszcze chłopaka, dziś męża. Mam też laurki od synów i ich rysunki głowonogów z przedszkola oraz listy do ŚW. Mikołaja, które zawsze zaczynają się od słów : "Wiem, że nie byłem zbyt grzeczny, ale..." 😍 Mam też 100 rubli po moim dziadku, które mają ze sto lat i 1 grosz polski z czasów Grabskiego, z 1924. No i oczywiście pamiętnik nastolatki, do którego ostatnio zaglądałam ćwierć wieku temu, ale wyrzucić go nie mogłam. 

Każdy powinien mieć kuferek tajemny, pudełko czy walizkę po dziadku z takimi pamiątkami swojego życia. I tylko z nią powinien wędrować, bo to co w środku określa naszą tożsamość, w jakim miejscu świata byśmy nie zamieszkali. 

Zasada jest prosta. Jeśli rzecz można zastąpić w każdej chwili kolejną, to znaczy, że nie jest bezcenna, czy nawet godna uwagi i skupiania na niej naszej energii. Nie warto kupować z przyzwyczajenia, nawet produktów żywnościowych. Trzeba kupować mądrze i przemyślanie. Wyciszać w głowie wredny głosik, który namawia, żebyś kupował, kupował... Pomyśl, dlaczego to kupujesz. Odpowiedz sobie sam czy na 100% to jest Ci niezbędne do życia. Ja na 100% wiem, że nie. Sęk w tym, żebyś i Ty to wiedział. 🙏😊

Kupujemy kolejne bluzki, komplety sztućców, meble, zasłony... One są z nami przez chwilę, niewiele znaczą, przemijają, a my nawet ich nie pamiętamy. 

Kiedy zaczynasz urządzać się w życiu, to kupujesz, wiadomo. 🤷‍♀️ Zadaję sobie pytanie ile energii to kosztuje, czasu, pieniędzy, dyskusji... Gdy urządzałam wymarzony dom, robiłam wykresy, rysunki, tabelki, notatki,  albumy ofert, zestawiałam, porównywałam ceny, jakość, dane, opinie... 🌪️ 😛😳 

KOSMOS PO PROSTU. Otchłań bez granic, która cię pożera, dominuje nad tobą i zniewala. W głowie ci wiruje czy ten blat czy tamta szafka. .. Czy jak będzie Wigilia to wystarczy krzeseł, a jak przyjdą znajomi, czy pomieszczą się na tej sofie. A jak dzieci podrosną, to będzie miejsc, żeby ich rozlokować we własnych pokojach, a potem czy jak urodzą się dzieci dzieci, to w razie czego będzie miejsce na łóżeczko. Będzie, uff, mamy piętro, dobudówkę lub przeniesiemy się do kuchni letniej, ociepli się, odmaluje, panele położy, będzie cacy, a tu dzieci zrobią sobie salonik, sypialnię, bawialnię, itd. W ten sposób zagrzebujemy się w konsumpcjoniźmie jeszcze bardziej. Generujemy coraz to nowe potrzeby, tak naprawdę niepotrzebne. Wizualizacja naszego życia schodzi na złe tory. Nie ma w niej miejsca na spacery, błogie lenistwo, wyjazdy w nieznane, czytanie książki, rozmowy z dziećmi, wysłuchanie dylematów męża, odwiedziny przyjaciół. Na własne życzenie stajemy się niewolnikami tego czym się obkupujemy. A powinniśmy być wolnymi, szczęśliwymi ludźmi, kupować tyle ile w danej chwili potrzebujemy, tu i teraz. Konsumpcjonizm jest jak domino, jeden ruch i dalej samo leci. Pracujemy, żeby wydawać? Żyjemy, żeby kupować? Idziemy do galerii, bo się nudzimy... No to wiadomo, że trafimy tu obniżkę, tam promocję i buch, mamy nowe ubranka! 😀 Naprawdę? To ma być celem i sposobem życia? Zastanów się, proszę 🙏. Najlepiej wstań, rozejrzyj się wokół siebie i pozbądź się pierwszej zbędnej rzeczy w twoim życiu. 

Życie jest cudem. Przyroda jest cudem. Piękna architektura jest cudem. Zwierzęta, ptaki, ale przede wszystkim LUDZIE są cudem! Niektóre przedmioty też są cudem i one niech zawsze będą blisko, na wyciągnięcie ręki. Bo nie we wszystkim jest magia, piękno czy miłość. Nie zadawalaj się byle czym, nie schodź do poziomu niżej, bo stać Cię na ten wyżej. Tylko powiedz STOP i przemyśl sobie wszystko. Czy warto, czy trzeba, czy ma to sens... 

W moim życiu przewartościowało się wszystko, naprawdę wszystko. Sposób życia, spędzanie czasu, relacje z ludźmi, mam teraz inne spojrzenie na nich. Całkiem inaczej postrzegam i traktuję świat, problemy, życie, śmierć, cele, pracę, plany, wygląd, smutek, stan posiadania. Jednym słowem mogłabym nazwać tę zmianę jako "uważność na..." to co chcę, czuję, robię, mówię, mam, posiadam... I nie chodzi mi tu o ostrożność, tylko UWAŻNOŚĆ! 

Oznacza to tyle, że gdy jem pomidora, to czuję go każdym zmysłem, kiedy siedzę godzinę pod drzewem, to nie jest stratą czasu, wręcz przeciwnie, ładowaniem mojej życiowej energii, a kiedy kupuję, to konkretną rzecz, którą naprawdę muszę. Przyznam, że bardzo rzadko chodzę na zakupy, robią to moi faceci, czasem dorzucam swoją listę. Za to też dziękuję losowi. Jak nie ma obiadu na czas, albo jest zbyt zdrowy, czego niestety nie lubią, to bez problemu poradzą sobie z sami: kupią, ugotują, zamówią.

I tak ma być!

👍🥰

Komentarze

Popularne posty